wtorek, 15 października 2013

JAK KOCHAJĄ SIĘ DZIECI

Artykuł Joanny Woźniczko-Czeczott - polecam

Pierwszą wielką miłość przeżyłam w wieku sześciu lat. Chłopak z podwórka, pół-Rosjanin, był moim rówieśnikiem, spędzaliśmy razem całe dnie. Budowaliśmy domy z klocków i chodziliśmy na trzepak, a moja mama robiła nam pizzę z parówkami i uczyła nas jeść nożem i widelcem. Dręczyłam go pytaniami, kto jest najpiękniejszy na świecie. „Twoja mama” – odpowiadał grzecznie chłopaczyna, a wtedy kazałam mu mówić, kto jest na drugim miejscu (Luśka, nasz dalmatyńczyk), i zadowalałam się miejscem trzecim. Raz pocałowaliśmy się w kuchni, gdy nikogo nie było w domu. Po dwóch latach mnie rzucił i to była tragedia.

Jak wcześnie dzieci mogą się pokochać? – Już w wieku przedszkolnym – odpowiada seksuolog, profesor Zbigniew Lew-Starowicz. – Choć to nie będzie miłość dojrzała jak u dorosłych.

Nie jak u dorosłych, a jednak miłość dzieci może funkcjonować w świecie dorosłych jako kulturowy wzorzec uczucia. Weźmy chociażby najsłynniejszą parę średniowiecza. Dante Alighieri tak pisał o poznaniu swej przewodniczki po raju Beatrycze: „Zjawiła mi się w poczęciu dziewiątego roku swego żywota, podczas gdy ja kończyłem rok dziewiąty. (…) Chcę rzec, że odtąd Amor owładnął mą duszą, która niezwłocznie z nim się zaręczyła, i objął nade mną taką władzę i panowanie, wzmożony siłą płynącą z wyobraźni, że zniewolił mię pełnić wszystkie swoje życzenia”.

Albo bliższy nam przykład: królowa Jadwiga. Gdy jako 13-latka wychodziła za Jagiełłę, miała już za sobą poważny związek. Od chwili poprzednich zaręczyn zawartych w ósmym roku jej życia i zerwanych na korzyść Litwina kochała się w Wilhelmie z dynastii Habsburgów. Paweł Jasienica w „Polsce Jagiellonów” pisze, że jeszcze po słowie z Władysławem dziewczynka spotykała się potajemnie z pierwszym oblubieńcem. Miejsca na schadzki użyczał krakowski klasztor Franciszkanów, a Wilhelm odwiedził Jadwigę nawet na Wawelu. Z zamku wydostał się przez okno po linie.

Jednak najpełniejszy opis dziecięcej miłości daje Władimir Nabokov w tym fragmencie „Lolity”, w którym tłumaczy genezę fascynacji bohatera nimfetkami. Humbert Humbert miał niecałe 13 lat, gdy namiętne uczucie połączyło go z o kilka miesięcy młodszą Annabel. Uczucie niewinne? „Leżeliśmy skamieniali w paroksyzmie pożądania, wykorzystując każdą błogosławioną fałdkę czasoprzestrzeni, aby się dotykać”. Albo: „Te niepełne zespolenia tak rozdrażniały nasze młode, zdrowe i niedoświadczone ciała, że nawet zimna błękitna woda, pod którą dalej wczepialiśmy się w siebie, nie przynosiła ulgi”. Albo wręcz: „Nogi, te piękne, żywe nogi trzymała nieco rozstawione, a gdy moja dłoń znalazła to, czego szukała, na dziecięcej twarzy pojawił się marzycielski, niesamowity wyraz na poły rozkoszy, na poły bólu”.

Tego już za wiele, prawda? Możemy przyjąć Dantego, 13-letnią Jadwigę i nawet 14-letnią Julię zabijającą się z miłości do Romea, ale już „Lolita” ma łatkę kontrowersyjnej. Mimo ogromnego zainteresowania czytelników w pierwszym wydaniu z trudem przebijała się na rynek. Dlaczego? Powód jest prosty. Rozkosz Annabel dokonała się w epoce, w której dzieci powinny być istotami niewinnymi. Aseksualnymi i pozbawionymi świadomości tego, czym jest erotyzm. I mimo że od czasu debiutu powieści (lata 50.) w świecie dorosłych zdążyła się dokonać rewolucja seksualna, epoka zaklinania dziecięcej niewinności trwa.

Kontrolować i chronić
Dwa lata temu Giorgio Armani wchodził na hiszpański rynek z letnią kolekcją dziecięcą. Reklamował ją zdjęciem dwóch dziewczynek. Jedna miała azjatyckie rysy, białą bluzkę i dżinsy. Druga, ciemna blondynka – szorty i biały stanik od bikini. Patrzyły w obiektyw z ładnymi uśmiechami. – To ostry wizerunek, małe dziewczynki zostały starannie wybrane, tak aby ich rysy zwracały uwagę – stwierdził ówczesny rzecznik praw dziecka Arturo Canalda. – Wygląda na to, że w ten sposób zachęca się do turystyki seksualnej. Tego nie można tolerować!
Wokół reklamy rozpętała sięburza, kampanię wycofano, a naprojektanta spadł grad oskarżeń o pedofilię. To zresztą najczęstszy zarzut, po który sięgamy, gdy ktoś próbuje naruszyć wizerunek niewinnego dziecka. W języku czasopism o wychowaniu dzieci dominują określenia typu: „maluch” czy „pociecha”, a z wydźwięku tekstów wynika, że dziecko jest największym darem, który otacza się opieką. W zderzeniu z takim obrazem tym okrutniej wybrzmiewają pochodzące z prasy codziennej opisy przypadków ich katowania czy molestowania. Od nagłówków w rodzaju „Bestia musi zgnić w więzieniu” po rządowe projekty kastracji farmakologicznej pedofilów z zeszłej jesieni – reakcje na takie zdarzenia są jednoznaczne i gwałtowne. 

Wszystko to składa się na przekonanie, że dzieci należy chronić. Przekonanie na tyle silne, że rozciąga się na całą sferę seksualności.

– W dzisiejszym podejściu do dziecięcej seksualności widzę głęboką ambiwalencję – mówi „Przekrojowi” profesor Danielle Egan, nowojorska socjolożka, autorka badań i publikacji naukowych na temat ewolucji postrzegania seksualności dzieci. – Z jednej strony chcemy, aby dzieci były niewinne, z drugiej – jesteśmy zaniepokojeni, że ich seksualność okaże się niebezpieczna, niepowstrzymana. To coś, przed czym chcemy dziecko ustrzec. Mamy więc kombinację zaprzeczenia dziecięcej seksualności i jednoczesnego strachu przed nią – mówi.

Philippe Ariès, wybitny francuski historyk, pisze w książce „Historia dzieciństwa”: „Jedno z najbardziej władczych i najpilniej przestrzeganych niepisanych praw naszej współczesności żąda od dorosłych, by w obecności dzieci wystrzegali się jakichkolwiek (…) aluzji do spraw płci”. Niewinność dzieci, które nie weszły w okres dojrzewania, jest zatem moralnym aksjomatem naszych czasów. Znajomość teorii Freuda o fazach rozwoju oralnej, analnej, fallicznej i latencji, poprzedzających fazę genitalną, w sensie kulturowym i społecznym niewiele tu zmieniła. Tylko czy aksjomat o niewinności w ogóle ma sens?

Erotyzm, ale jaki?
Dla profesora Lwa-Starowicza – żadnego. – Seksualność dzieci jest oczywista. Wiadomo, że dzieci masturbują się w wieku przedszkolnym – mówi „Przekrojowi”. – Mają fantazje erotyczne, zadają pytania związane z seksem. To rodzice częściej mają opory przed przyjęciem tego do wiadomości. Głupi rodzice będą tępić zachowania seksualne, a nawet karać za nie. U dzieci występują też reakcje podobne do orgazmu, ale nikt nie przeprowadził badań związanych z podłączeniem dziecka do tomografii komputerowej, aby sprawdzić, czy odczuwana przyjemność jest tożsama z orgazmem. Wiadomo za to, że masturbację zaobserwowano już w życiu płodowym. Tak jak płód potrafi wkładać sobie kciuk do buzi, umie też dotykać penisa. I robi to – dodaje profesor.

Masturbacja dziecięca jest więcnie tylko zjawiskiem normalnym i powszechnym od niemowlęctwa (a nawet wcześniej), ale nawet wbrew powszechnym opiniom może być nie tylko sposobem rozładowania emocji, formą poznawania ciała lub odkrywania przyjemności. Bywa też aktem, któremu towarzyszą fantazje erotyczne. – Dzieci mają przecież zdolność kojarzenia. Są ciekawskie. Widzą sceny czułości między rodzicami i wyciągają wnioski – mówi profesor LewStarowicz.

Jeśli psychologicznie i biologicznie idea aniołków została dawno obalona, dlaczego w życiu społecznym stanie na straży aksjomatu niewinności jest dla nas tak ważne? – Seksualne zachowania dzieci pokazują rodzicom, że ich pociechy będą kiedyś dorosłe – mówi „Przekrojowi” Małgorzata Ohme, psycholog dziecięcy z warszawskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Rodzice odczytują takie zachowania jako zapowiedź procesu separacji, który chcą odsunąć.

Profesor Egan dodaje: – Mamy świadomość zagrożeń i patologii, których źródło tkwi w dorosłej seksualności. Można się o nie otrzeć w Internecie, na ulicach, wszędzie. Ponieważ nie wiemy, jaka jest seksualność dzieci, przypisujemy jej łatwość poddania się tym zagrożeniom i chcemy przed tym chronić. Stąd potrzeba kontroli tej sfery rozwoju dzieci.

Jeszcze ważniejszy według badaczki jest mechanizm projekcji. On również wynika z nieznajomości specyfiki dziecięcego erotyzmu. Przypisujemy najmłodszym nasze własne dorosłe podejście do seksu. Ponieważ nie mamy innych danych, myślimy, że seksualność kilkulatków ma takie same cele i podłoże jak dorosłych. Tymczasem różnica jest zasadnicza. – U ludzi dojrzałych płciowo głównym motorem jest dążenie do seksualnego spełnienia, najczęściej poprzez akt seksualny. U dzieci chodzi raczej o rozwój świadomości istnienia własnej płci oraz seksualności – mówi Barbara Piotrowska, kulturoznawca i autorka pracy o postrzeganiu płciowości dzieci.

O co jeszcze im chodzi? – Tego dokładnie nie wiemy, bo przeprowadza się bardzo mało badań na temat dziecięcego erotyzmu – wzdycha Danielle Egan. – Po pierwsze, to ciągle tabu, choć bardzo potrzebujemy wiedzy o tej sferze rozwoju dziecka. Po drugie, na przeszkodzie stoi znowu chęć chronienia dzieci. Moja znajoma próbowała przeprowadzić takie badania i spotkała się z dużymi oporami. Bo trzeba rozmawiać z dziećmi, a do tego mieć zgodę rodziców, dyrektorów szkół. Ci z kolei mają obawy, że rozmowy wywołają pewne tematy u dzieci i mogą zaszkodzić. Ba, pojawia się strach o naruszenie granicy molestowania seksualnego. To przecież szaleństwo! – irytuje się socjolożka.

Dodajmy, że to nie tylko szaleństwo – to dość nowe szaleństwo. Historia obyczajowości pokazuje, że na tle poprzednich epok w podejściu do seksualności dzieci jesteśmy bardzo konserwatywni.

Erazm poleca prostytutkę
Przyszły król Francji Ludwik XIII ma niecały rok. Jest zazwyczaj „bardzo wesoły i ożywiony, każe wszystkim dotykać się w ptaszka”. Kilka miesięcy potem zaręczają go z hiszpańską infantką, a otoczenie zaczyna przygotowywać go do małżeńskich obowiązków. Pytają go: „Gdzie jest kochaś infantki?”. Kładzie rękę na ptaszku.

Trzy lata później zdarza się, że delfin „wstał z łóżka, nie chce włożyć koszuli, mówi: »Nie, koszula nie, najpierw chcę mleko z ptaszka«. Wyciąga rękę i udaje, że go doi, psyka przy tym pss, pss, częstuje wszystkich, wreszcie pozwala sobie włożyć koszulę”.

Te sceny uwiecznił nadworny kronikarz Heroard, a przytacza je we wspomnianej „Historii dzieciństwa” Philippe Ariès. O sześcioletnim delfinie i jego pokojówce kronikarz pisze już tak: „Bawi się z panną Mercier, woła mnie i mówi, że Mercier ma taką wielką cipę (pokazuje dwie pięści) i że w środku jest woda”. I tak dalej.

To, co działo się na paryskim dworze królewskim początku XVII wieku, nie było rozpustnym ekscesem. Świadomość seksualności najmłodszych była w Europie powszechna już wcześniej. Michel de Montaigne w XVI wieku nie miał złudzeń co do swoich małoletnich uczniów: „Stu szkolarzy nabawiło się francy, nim doszli w Arystotelesie do rozdziału »O umiarkowaniu«”. Erazm z Rotterdamu poleca podopiecznym prostytutki. Jeszcze wcześniej Jean Gerson, średniowieczny autor traktatu „De confessione mollicei” („Wytyczne dla spowiedników dzieci”), sugeruje, że byłoby dobrze rozdzielać dzieci w nocy, przypominając przypadek dziewięciolatka, który spłodził dziecko. Pomijając sam fakt, że dziś podobne zalecenie byłoby nie do pomyślenia, warto za Ariès zwrócić uwagę, że Gerson pisze tylko, iż „byłoby dobrze”. Nie zaleca, bo wie, że dzieci zazwyczaj spały w jednym łóżku. Często też w jednej izbie z rodzicami i służbą. Od najmłodszych lat „te sprawy” nie mogły być więc tajemnicą. W pałacach i kamienicach podobny skutek społeczny miały popularne amfilady. Człowiek od narodzin mógł śledzić życie intymne innych. Było to nawet nie naturalne, ale po prostu nieuniknione.

Z czego wynikała ta świadomość seksualności dzieci? Nie tyle z postępowości naszych przodków, ile z tego, że bardzo długo nie uznawano kategorii dzieciństwa za odrębny byt. Dziecko było „mniejszym dorosłym”; tak zresztą przedstawiano je na obrazach. Gry i zabawy (także zabawki) dla dzieci były takie same jak dla dorosłych, a pierwsze ubrania szyte specjalnie dla dzieci pojawiły się dopiero w 1750 roku. Skoro małolat był „mniejszym dorosłym”, nie odmawiano mu istnienia płci i wszystkich jej konsekwencji. W dodatku w dawnych wiekach średnia długość życia była nawet o połowę krótsza niż dziś i w związku z tym małżeństwa zawierało się odpowiednio wcześniej. Koncepcja dzieciństwa powstała w XVII wieku, a karierę zrobiła w czasach Jeana Jacques’a Rousseau. Romantyzm XIX wieku przyniósł falę uczuciowości wobec dzieci, ale także koncepcję bezpłciowych dzieci aniołków. Michel Foucault napisze w „Historii seksualności”, że wtedy zapadła „monotonna noc wiktoriańskiej burżuazji”, a seks stał się zakładnikiem płodności.

– Od przełomu XVIII i XIX wieku zaczęła się fobia na punkcie dziecięcego erotyzmu. Znane są przypadki parzenia genitaliów dzieciom, aby oduczyć je masturbacji – mówi profesor Egan.

To wtedy też zniknęła swoboda w rozmowach o seksie z dziećmi. Czy można ją przywrócić?

O seksie w przedszkolu
O prawa seksualne dzieci należy walczyć tak jak o swobodę wyznaniową – uważa Danielle Egan. Seksualność to integralna część ludzkiej natury, czy więc nie należy się od najmłodszych lat prawo do rozsądnej edukacji i ciekawości w tej materii? – Wykluczając jedną sferę życia, dzieci traktuje się jak istoty w pewnym sensie ułomne. Czasem słyszę argument, że nie są w stanie ogarnąć całej złożoności tematu. Ale czy wszyscy dorośli są w stanie? – pyta retorycznie profesor Egan.

– Dorośli często mają opory przed edukacją seksualną, bo sami wychowali się w domach, gdzie seks był tabu – mówi Małgorzata Ohme. – Tymczasem najważniejszym argumentem za wczesnym edukowaniem dzieci w tej sferze jest podążanie za ich ciekawością. Cztero-pięciolatki pytają o sprawy związane z seksualnością, sześciolatki domagają się już szczegółów. Pytają na takiej samej zasadzie jak o konstrukcję korkociągu. Chodzi im o budowę anatomiczną, o to, skąd pochodzimy. To dorośli budują wokół tematu emocje i dzieci je wyczuwają. Jeśli widzą, że rodzic czy przedszkolanka rumienią się przy nim ze wstydu, chichoczą czy wręcz się złoszczą i odmawiają rozmowy, dzieci uczą się, że te emocje towarzyszą sferze seksualności. Może to zaważyć na ich późniejszym życiu płciowym – ostrzega psycholożka. – W dodatku jeśli dzieci nie otrzymają odpowiedzi u nas, będą jej szukać gdzie indziej. U kolegów, w Internecie. Będzie się to odbywało w atmosferze sekretu, wstydu, często poczucia winy. A przecież proces budowania identyfikacji płciowej zaczyna się przed trzecim rokiem życia! Do szóstego dziecko powinno wiedzieć, co to znaczy być chłopcem lub dziewczynką. Seksualność, podobnie jak intelekt, rozwija się fazami i rodzice powinni je wspierać. Dlatego w szkole na rozpoczynanie edukacji seksualnej jest za późno.
Odpowiedzi na pytania o seks powinny więc być dostosowane do wieku i udzielane z użyciem właściwej terminologii. Psychologowie twierdzą, że najbardziej „świntuszą” te dzieci, które wyniosły z domu przekonanie, że sprawy płci są tajemnicze i kłopotliwe. Te, które widziały rodziców swobodnych nago, nie mają z nagością problemu.

Pełna rewolucja seksualna jest zatem ciągle przed nami. Bo można oczywiście dalej zaklinać rzeczywistość. Ale nawet bogobojny rodzic może też pomodlić się o wstawiennictwo świętej Jadwigi i spróbować porozmawiać z dzieckiem o seksie. Obojgu wyjdzie to na zdrowie.